To był wyjątkowy dzień dla Marii Rudnik – fryzjerki z 50-letnim stażem pracy w zawodzie. W czwartek, tuż przed godziną 10.00 miała przyjść do swojej stałej klientki.
- Co ja się musiałam nakłamać, żeby szefową namówić, żeby odrosty sobie zrobiła wcześniej niż w piątek – mówiła Iwona Lisiecka z miasteckiego salonu Marii Rudnik. - A pomysł zorganizowania niespodzianki wziął się podczas strzyżenia naszej stałej klientki Anieli Górowskiej. W ten sposób chciałyśmy podziękować pani Marii za lata pracy i za to, że z nami wytrzymała – dodała Lisiecka, a wtórowała jej Maria Drozdowska.
-
Tutaj zawsze jest przemiła, taka rodzinna, atmosfera. Zawsze jestem dopieszczona i czuje się, jak gość, a nie klientka
– mówiła Drozdowska.
Pani Maria zwabiona do salonu przed czasem, była bardzo zaskoczona niespodzianką. Czekały na nią bowiem z kwiatami, ciastem i prezentami klientki.
- Od godziny piątej rano nie spałam, tak się stresuję – zaznaczyła Aniela Górowska, która specjalnie na te okazję przygotowała wiersz.
- W ogóle niczego nie podejrzewałam. Skoro klientka chciała wcześniej się uczesać, to przybiegłam. Klient nasz pan – mówiła Maria Rudnik, a jej pracownica dodała:
- Salon fryzjerski w tym samym miejscu jest prawdopodobnie od 1949 roku. Wcześniej miał go pan Kocoń, potem Otton Żynda, a na koniec Maria Rudnik. To naprawdę wyczyn, żeby tak długo zakład się utrzymał. I wszystko dzięki naszym klientkom, które zaangażowały się w przygotowanie niespodzianki – stwierdziła Lisiecka.
Maria Rudnik pracę w zawodzie fryzjerki rozpoczęła tak naprawdę w kwietniu. Wówczas bowiem rozpoczęła praktyki.
- Moja mama zaczynała w tym zawodzie, ale nie było jej z nim po drodze, więc zrezygnowała. Kiedy ja z kolei podejmowałam się fryzjerstwa, jako młoda dziewczyna, nie wiedziałam, że to taka ciężka praca. Ale od dziecka byłam uczona ciężko pracować, więc się nie zniechęciłam – wspominała pani Maria i dodała, że fryzjer musi cały czas się uczyć, podążać za zmieniającą się modą i stylami.
- Pomimo tego, że jestem już na emeryturze, jeżdżę na szkolenia i z każdego coś wynoszę. Klientki nie chcą mnie puścić, a ja chętnie robię im fryzury – mówi Rudnik i wspomina, że dzisiaj nie robi się tak często trwałej.
- Kiedyś dla fryzjerów prywatnych salonów czasy były trudniejsze. Nie można nigdzie było kupić farb i płynów do trwałej. Kiedy nam ich brakowało, wsiadało się do samochodu i jechało do Gdańska. Po drodze odwiedzałam każdy sklep i kupowałam po jednej, dwóch. W Miastku z kolei w sklepie kiedyś usłyszałam, że farby i płyny są dla klientek indywidualnych, a nie dla salonu. To prosiłyśmy nasze klientki, żeby kupowały po jednym, dwóch opakowaniach i nam przynosiły. Kiedyś prywatne salony zawsze miały pod górkę. Teraz jest dużo łatwiej – wspominała pani Maria.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?