Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Bożena Miastka wyrzucona na bruk. W szlafroku i kapciach. Prokuratura rozkłada ręce. Dlaczego?

Maria Sowisło
Maria Sowisło
Pani Bożena ma obecnie tylko jedną pamiątkę po synku - zdjęcie. Reszta jest gdzieś zmagazynowana. Pani Bożena nie wie gdzie. Nie może odebrać rzeczy, bo nie ma ich gdzie trzymać...
Pani Bożena ma obecnie tylko jedną pamiątkę po synku - zdjęcie. Reszta jest gdzieś zmagazynowana. Pani Bożena nie wie gdzie. Nie może odebrać rzeczy, bo nie ma ich gdzie trzymać... Maria Sowisło
Pani Bożena z Miastka od dwóch lat walczy w sądach o sprawiedliwość. W marcu 2021 roku została wyrzucona z wynajętego pokoju. Jej rzeczy, jak mówi, zostały gdzieś zmagazynowane. Nie wie gdzie. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, a sąd to zatwierdził. Teraz trwa batalia w postępowaniu cywilnym.

Spis treści

Jedno jest pewne. Los 53-letniej pani Bożeny z Miastka nie oszczędzał. W 2010 roku zmarł jej syn. Miał 16,5 roku. Cierpiał na dziecięce porażenie mózgowe. Ojciec w pierwszych miesiącach porzucił rodzinę.

- Byliśmy w szpitalu na pierwszej lewatywie. Nie wytrzymał. Odszedł – wspomina pani Bożena.

Po stracie dziecka pani Bożena zaczęła wyjeżdżać zagranicę do pracy. Imała się różnych zajęć. Pracowała jako opiekunka osób starszych, w laboratorium roślinnym, zbierała owoce i warzywa… Ze swoimi rodzicami do dzisiaj ma, jak przyznaje, trudny kontakt.

- Tata chorował. Mama zadłużyła mieszkanie, bo przez 10 lat nie płaciła czynszu i grozi jej teraz eksmisja – pani Bożena ucina krótko pytanie o relacje z rodzicami.

Nowy rozdział życia

W 2015 roku pani Bożena wynajęła w Miastku pokój. Jak mówi, chciała mieć miejsce, do którego będzie mogła wrócić. Cały czas pracowała zagranicą.

- Wprowadziłam się z całym dobytkiem. Nie było tego dużo, bo trochę odzieży, dokumenty, jak świadectwa pracy, meble, wieża, pralka i pamiątki po moim synku – zaznacza mieszkanka Miastka i dodaje, że z właścicielką domu dogadała się tak, że kiedy wyjeżdżała, płaciła połowę ustalonej stawki – 250 zł. Kiedy z kolei mieszkała, korzystała z prądu i wody, opłata wynosiła 500 zł. - Zawsze przywoziłam właścicielce kawę, alkohol, kosmetyki – to, o co prosiła. To było takie moje podziękowanie za pilnowanie pokoju. Byłam z nią w stałym kontakcie telefonicznym. Dopytywałam, czy u mnie, w moim pokoju jest wszystko dobrze – wspomina pani Bożena.

Wszystkie plany i marzenia musiały zejść na dalszy plan, bo w 2018 roku mieszkance Miastka wysiadł kręgosłup. Potem zaczęły się problemy z reumatyzmem. Nie była w stanie pracować.

Początek problemów

Jak mówi pani Bożena, konflikt z właścicielką mieszkania zaczął się od… pralki. Była ponoć używana przez wszystkich wynajmujących pokoje i po prostu się zepsuła.

- W moim pokoju nie było też stolika i naczyń. Dowiedziałam się, że podczas mojej nieobecności ktoś w tym pokoju pomieszkiwał. Próbowałam to wyjaśnić i żądałam naprawienia mojej pralki. Wtedy zaczęły się krzyki, groźby, że jeśli powiem jeszcze słowo, to zostanę wyrzucona… Od tej pory co rusz miałam problemy. A to zamki mi zmieniła, a innym razem wpadła do mojego pokoju i oskarżała, że kradnę prąd. Co miałam zrobić? Pokój był zagrzybiony i była w nim wilgoć. Miałam tylko 10 stopni Celsjusza. Kupiłam sobie grzejnik elektryczny. Pierwszy zabrała mi. Poszłam do prawnika – kwituje pani Bożena i dodaje, że to radca prawny poradził jej, żeby ustaloną kwotę czynszu pomniejszyć o wartość grzejnika. Tak też zrobiła. Tyle tylko, że potem, jak relacjonuje kobieta, było już tylko gorzej.

- Kupiłam sobie drugi grzejnik. 15 kwietnia 2020 roku o godz. 24.00 wpadła do mojego pokoju i zaczęła robić rewizję. Kiedy znalazła w szafie grzejnik, kazała się wynosić. Ja się naprawdę wystraszyłam. Wstałam i wyszłam z domu w szlafroku i kapciach. Zadzwoniłam po policję. Kiedy przyjechali i wyjaśnili jej, że tak nie można, wróciłam do swojego pokoju – wspomina pani Bożena.

Obcy, nagi facet

Sytuacja zaogniła się rok później. Tak przynajmniej wynika z relacji pani Bożeny. Dokładnie 21 marca 2021 r. w drzwiach pokoju pani Bożeny miała zniknąć wkładka zamka. W samym pomieszczeniu, na materacu, tylko w majtkach spał jakiś starszy mężczyzna. Wówczas też w kraju obowiązywał stan pandemii. Hotele były pozamykane.

- Kiedy zapytała go, co robi w moim pokoju, odparł że czekał na niego pół roku. Wezwałam policję. Stwierdzili, że skoro to dom właścicielki, a ten pan jest jej gościem, to ja muszę opuścić lokal. Płakałam, ale zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam do koleżanki – wspomina pani Bożena, która po raz któryś z rzędu udała się do prawnika. - Poradził mi złożenie doniesienia do prokuratury. Przecież ja w tym pokoju zostawiłam cały dobytek, wszystkie dokumenty i pamiątki po synu. Teraz mam tylko jedno jego zdjęcie… - pani Bożena zalewa się łzami.

Sprawa nie jest kryminalna

Pani Bożena zgłosiła podejrzenie popełnienia przestępstwa polegającego na nękaniu, naruszenia miru domowego, kierowania gróźb karalnych i znęcania się psychicznego. Prokuratora Rejonowa w Miastku umorzyła postępowanie. Kobieta złożyła więc zażalenie, które rozpatrywał sąd. Także umorzył, ale kierowanie groźb karalnych kazał zbadać ponownie. Dlaczego nikt nie zwrócił uwagi na to, że pani Bożena została pozbawiona dachu nad głową w czasie pandemii, kiedy obowiązywał zakaz wyrzucania na bruk?

- W tym przypadku nie mogło być mowy o naruszeniu przepisów Ustawy covidowej dotyczących zawieszenia wykonalności nakazów eksmisyjnych. Najem lokalu nie był sformalizowany umową cywilno-prawną i nie było nakazu eksmisji czy opuszczenia lokalu – wyjaśnia prokurator rejonowy w Miastku Michał Krzemianowski.

- Wszczęliśmy postępowanie z czterech czynów: nękanie, naruszenie miru domowego, kierowanie gróźb karalnych i znęcanie się psychiczne. Prokurator umorzył dochodzenie wobec stwierdzenia, że żaden z tych czynów nie wyczerpał znamion czynu zabronionego. Od początku postępowania wskazywano na konieczność dochodzenia przez pokrzywdzoną swych roszczeń na drodze postępowania cywilnego, co ostatecznie potwierdził również Sąd Rejonowy w Miastku w postanowieniu utrzymującym w mocy zaskarżone postanowienie prokuratora – mówi Krzemianowski.

Skomplikowana sytuacja

Obecnie pani Bożena ma dach nad głową, ale szuka pokoju lub mieszkania do wynajęcia. Stara się też o prawnika, który pomógłby jej w odzyskaniu swoich rzeczy. Zdaniem prokuratury, nie może być mowy o ich przywłaszczeniu lub kradzieży, bo właścicielka pokoju, z którego pani Bożena została wyrzucona, cały czas podkreśla że są zmagazynowane i w każdej chwili można je zabrać. W aktach sprawy jest także informacja, że pani Bożena otrzymała od niej informację o terminie odebrania swojej własności.

- Jak miałam je zabrać i gdzie ulokować, skoro sama nie miałam gdzie mieszkać… Najbardziej mi zależy na dokumentach dotyczących mojej pracy i pamiątkach po synu. Mam jego tylko jedno zdjęcie. Po ojcu został mi tylko budzik… - pani Bożena zalewa się łzami.

ZOBACZ TAKŻE:
Ważą się losy bazy harcerskiej nad jeziorem w gminie Miastko. Decyzja nie będzie łatwa. Wygrają harcerze czy stowarzyszenie?

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pani Bożena Miastka wyrzucona na bruk. W szlafroku i kapciach. Prokuratura rozkłada ręce. Dlaczego? - Miastko Nasze Miasto

Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto