Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z senatorem R. Zaborowskim. W tej roli będę dobrze się czuł

Mateusz Węsierski
W 2006 roku Zaborowskim był starostą. W 2011 r. już jest senatorem
W 2006 roku Zaborowskim był starostą. W 2011 r. już jest senatorem Grzegorz Mehring
Z Romanem Zaborowskim, politykiem PO, byłym wojewodą pomorskim, który zwyciężył w wyborach do Parlamentu i zostanie senatorem, rozmawia Mateusz Węsierski.

Po 6 latach powiat bytowski odzyskuje swojego reprezentanta w Senacie. Wchodzi pan do izby reprezentowanej niegdyś przez Gerarda Czaję z SLD.
To rozległy subregion, pięć powiatów. Dla mnie wielką satysfakcją jest reprezentowanie tych ludzi, którzy mieszkają, żyją, pracują, uczą się w tym regionie. Ziemia ta jest mi bliska z racji mojego pochodzenia i wieloletnich kontaktów. Mogę reprezentować tych, których dobrze znam i z którymi się dobrze rozumiem. Współpraca będzie dobra dla obu stron.

Dlaczego wybrał pan Senat, a nie na przykład Sejm?
Spekulacje typu „Co jest ważniejsze? Sejm czy Senat?” nie należą do mojej dziedziny. Są tacy, którzy mówią, że Sejm jest ważniejszy. O Senacie mówi się, że jest to instytucja niepotrzebna. Pojawiają się też pomysły likwidacji. Powiedzmy sobie szczerze. Póki co, nie ma czegoś takiego jak likwidacja Senatu. Senat sprowadza się do roli kontrolnej, nadrzędnej, weryfikującej, ale i ustawodawczej. Poza tym senatorów wiąże się bardziej ze społecznością lokalną. To mi bardzo odpowiada. Chcę reprezentować tych, którzy żyją w terenie. Ważne jest by mechanizmy samorządowe, bardzo ważne w rozwoju gospodarczym, były też postrzegane przez instytucję, jaką jest Senat. Myślę, że w tej roli będę się dobrze czuł. Samorządowcem byłem przez długie lata. Dotykałem też wielu innych dziedzin, które dotyczą życia i pracy ludzi.

Dlaczego zostawił pan funkcję wojewody? Nie było szans na kolejne 4 lata?
Nie rozpatrujmy tego w kategoriach szans. Funkcja wojewody jest funkcją bardzo odpowiedzialną. Ma znaczenie nadzorcze, kontrolne, usprawnienie administracji, duża odpowiedzialność za działania w dziedzinie bezpieczeństwa, za działania kryzysowe. To także wielka odpowiedzialność za reprezentowanie Rządu w terenie. Sprowadza się to bardzo często do przyjmowania gości, do rozmów z partnerami zagranicznymi i często jest to zastępowanie ministrów czy premiera w terenie. To funkcja bardzo istotna i jak ktoś ją dobrze „czuje”, to pracy mu nie zabraknie. Jednym z moich sukcesów jest duża sprawność Urzędu Wojewódzkiego. To zasługa całego zespołu. Mam na myśli chociażby rozmach inwestycyjny, który ma swoje odzwierciedlenie w wielu tysiącach decyzji dotyczących budów, pozwoleń, decyzji lokalizacyjnych i wielu innych. Jak patrzymy na dynamikę województwa pomorskiego, to zazębia się to też gdzieś wśród moich urzędników.
Sprawność jest bardzo istotna, ale w gruncie rzeczy jest to administrowanie. Tu nie realizuje się własnych pomysłów, a we mnie tkwi dusza samorządowa szukająca nowych pomysłów, nowych rozwiązań, nowych strategii, planów itd. Myślę, że niekoniecznie trzeba mówić „szkoda, że nie dalej wojewoda”, a może w nowym miejscu, w którym będę się dobrze czuł, będę mógł być pomocny?

Zostaje pan w Senacie na dłużej, czy 4 lata i następnie nowe wyzwanie?
Jeśli ktoś śledził moją karierę, to wie, że startowałem w wyborach do Parlamentu w 2005 i w 2007 roku. Być może wcześniej bardziej myślałem o wyborach do Sejmu. Natomiast jeżeli człowiek może być reprezentantem tak wspaniałego miejsca, jakim jest nasza kaszubszczyzna, tych pięć powiatów w których mieszkają ludzie nie będący tylko Kaszubami, to jest to bardzo duże wyzwanie. Dlatego podjąłem ryzyko startowania i jest sukces. Teraz czas na pracę.

Czy zgadza się pan z twierdzeniem, że funkcja senatora jest pewnego rodzaju premią dla polityka? To spokojne miejsce pracy, nie będące obiektem szczególnego zainteresowania.
Nie chcę wchodzić w dyskusję z osobami, które opiniują, która funkcja jest ważna, a która mniej ważna. Jeżeli człowiek traktuje poważnie to, w co wchodzi, to niezależnie od tego czy jest sołtysem, wójtem starostą, wojewodą, marszałkiem, senatorem, posłem czy ministrem, w żadnym miejscu nie może mówić, że to jest w nagrodę. Jeżeli ktoś tak myśli, to nie rozumie ludzi, którzy chcą dać z siebie wszystko, jeśli się na coś decydują. Którzy chcą coś zrobić i niekoniecznie trwać wieki w tym samym miejscu. W moim przypadku tak jest. W samorządzie miejskim byłem wiceburmistrzem i mogłem myśleć o tym miejscu „na wieki wieków” odcinając kupony od swoich dokonań. Uważam, że pewne zmiany powinny zachodzić. Człowiek powinien decydować się na nowe wyzwania, nowe miejsca, korzystając z własnych doświadczeń. Pracować na tyle, na ile zdrowie pozwoli, na ile wyborcy obdarzą zaufaniem. Inne podejście to bawienie się w spekulacje typu „co jest ważniejsze”; co jest pracą, co jest służbą, a co jest nagrodą? Nikt tego za darmo nikomu nie da. Każdy kto wygrywa wybory w jakimś sensie na to zapracował. Niektórzy mają to ze szczęścia, bo znaleźli się w dogodnych okolicznościach, a inni pracują na to nieco dłużej.

Pańska kariera potoczyła się bardzo szybko, od starosty poprzez wojewodę do senatora. To zaledwie kilka lat, a inni pracują na to nawet kilkanaście lat. Czy ma pan wyjątkowe szczęście albo talent?
Absolutnie nie.

Zastanawiają mnie też komentarze internautów po wybraniu pana na funkcję senatora. Nie było bluzgów i docinek. Raczej słowa uznania i życzenia powodzenia. To anormalne w internecie, który czasami staje się swego rodzaju „szambem”.
To zależy od gatunku człowieka. Ja nie mam zwyczaju wchodzenia w mrowisko i toczenia zaciekłych bojów o racje. Czasami lepiej 10 raz coś zrobić po cichu i pójść naprzód, niż pozostawać, dyskutować i krzyczeć. W normalnej, codziennej pracy można zrobić tyle fantastycznych rzeczy, których nie zauważa się od razu, ale suma summarum pozostaje później dobry obraz. W moim przypadku, od rozpoczęcia pracy zawodowej oddawałem się jej bez reszty. Komuś „wędrowanie” z jednego miejsca do drugiego może wydawać się łatwe, jednak trzeba mieć akceptację swojego szefa, czy wyborców. To nie przychodzi łatwo. Na to trzeba zapracować.

Wie pan jak wygląda praca w Senacie? Czy z powodu przebywania w Warszawie nie ucierpi mieszkająca w podbytowskim Dąbiu rodzina?
W Warszawie są sesje, są posiedzenia plenarne i posiedzenia komisji, a następnie jest czas na pracę w terenie. Tak to się będzie układało. Żadnych rewolucji nie będzie, czyli: pobyt w Warszawie, praca, powrót do domu i praca w terenie. Będę się spotykał z wieloma osobami. Myślę, że pracy nie zabraknie. Mam nadzieję, że rodzina na tym nie ucierpi.

Otwiera pan swoje biuro w okolicy?
Tak. To naturalna kolej rzeczy. Na pewno w swoim rodzinnym mieście, czyli w Bytowie, a być może też w innym miejscu w porozumieniu z innymi parlamentarzystami.

Rozpoczynamy redakcyjną akcję p.t. „Po pierwsze dwudziestka”, której celem jest przyspieszenie przebudowy drogi krajowej nr 20 pomiędzy Bytowem i Miastkiem. To szkielet tego powiatu. Jako były wojewoda i senator może pan mieć na to jakiś wpływ. Zapytam więc, cytując Gierka: Pomożecie?
Po pierwsze dwudziestka, a może po pierwsze 22, a po trzecie droga nr 21, której odcinki na terenie naszego powiatu też są do zrobienia? Ponadto wojewódzka 228 i 235. Generalnie - drogi. One są nerwem naszej gospodarki, a te przechodzące przez ten teren są bardzo ważne. Na pewno nie mogą pozostawać w cieniu tych, którzy będą decydować o modernizacjach.

Czy nowy minister infrastruktury usłyszy od pana słowa wsparcia dla przebudowy dróg w powiecie bytowskim?
Nowy minister usłyszy, tak jak stary minister, wiceminister i szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Oni już to ode mnie słyszeli kilkadziesiąt razy. Nazwa drogi nr 20 była wymieniana bez liku. Jednak jak nie ma w budżecie, to z pustego i Salomon nie naleje.

Roman Zaborowski do Senatu. Bytów nadal bez posła

KOMENTARZ REDAKCJI
Mateusz Węsierski - redaktor prowadzący
Kariera Romana Zaborowskiego przypomina scenariusz filmu „Kariera Nikodema Dyzmy”, ale on sam Dyzmą nie jest. Znam go od kilku lat. Obserwowałem i opisywałem jego pracę jako radnego, starosty, a ostatnio wojewody. Piął się po szczeblach kariery szybciej niż ktokolwiek. Powie ktoś, że zadziałał tu „kolesiowski” układ w PO. Nie będzie miał racji. Zaborowski na to zapracował, a członkostwo w partii rządzącej było okolicznością sprzyjającą. Jasne jak słońce jest to, że premier dobiera ludzi zaufanych.
Polityków można lubić lub nienawidzić. Szanować lub nimi pogardzać. Niejednokrotnie punktujemy ich wady, a w przypadku Zaborowskiego prawda jest taka, że trzeba ich u niego z lupą szukać. Przez te wszystkie lata nie wplątał się w żadną aferę, nie powiedział nic głupiego, nie jątrzył, nie kombinował. Po prostu pracował. Ma to, na co zasłużył. Aż źle mi o nim w takich superlatywach pisać, bo czuję się nieswojo, przyzwyczajony do wytykania błędów politykom. Na niego jednak nic nie mamy. Pewnie dlatego w tej chwili jest tam, gdzie jest.

Od radnego do senatora

Roman Zaborowski urodził się w 1956 roku. Dyplom magistra inżyniera budownictwa lądowego uzyskał w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Koszalinie. Na Politechnice Koszalińskiej skończył też studia podyplomowe z rachunkowości. Specjalistyczną wiedzę z zakresu gospodarki przestrzennej gmin, zarządzania oświatą oraz informatyki zdobywał na licznych kursach i szkoleniach.
Karierę zawodową rozpoczął w 1982 roku. Najpierw pracował jako nauczyciel matematyki, a następnie dyrektor Szkoły Podstawowej w Gostkowie. W latach 1986-1988 zatrudniony był w Wydziale Oświaty Urzędu Miasta i Gminy w Bytowie. Pracował tam jako wizytator sprawujący nadzór nad szkołami podstawowymi. Od 1990 do 1994 r. był starszym wizytatorem w Delegaturze Kuratorium Oświaty w Bytowie.
Szczeble politycznej kariery Zaborowskiego to szybkie wspinanie się na szczyt. W 1990 roku został radnym miejskim w Bytowie. Od 1994 roku do 1998 roku był zastępcą burmistrza Bytowa. Od 1998 roku do 2002 roku do wiceburmistrzostwa doszła ponownie funkcja radnego. Kolejne 4 lata spędził w Radzie Powiatu jako jeden z największych krytyków rządzącej koalicji. Dało mu to niewątpliwy posłuch i wygraną w wyborach samorządowych. W 2006 roku Roman Zaborowski został starostą, a w 2007 roku premier Tusk mianował go wojewodą pomorskim.
Zaborowski jest współzałożycielem stowarzyszenia „Nazaret” w Bytowie oraz członkiem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Jest żonaty i ma czworo dzieci. Interesuje się polityką i historią. Wraz z rodziną mieszka w podbytowskim Dąbiu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto