Walka wieczoru to był boks bez zbędnych kalkulacji. Zarówno Gołota jak i Saleta robili wszystko, by ten pojedynek rozstrzygnąć na swoją korzyść. Ostatecznie zwycięskie laury przypadły w udziale temu, który faworytem w tej walce nie był - Przemysławowi Salecie.
Obserwatorzy, a także sami kibice, którzy w zdecydowanej większości dopingowali Gołotę, byli rezultatem tego starcia mocno zaskoczeni. Czy jednak faktycznie wynik ten można kwalifikować w kategoriach wielkiej niespodzianki? Analizując przebieg walki oraz samą jej otoczkę, wydaje się, że Andrzej Gołota był wręcz skazany na porażkę w starciu z Przemysławem Saletą. Oczywiście, dla wielu kibiców boksu jest to dosyć daleko idący wniosek, jednak ma swoje podstawy.
Po pierwsze - kondycja
Gołota był do tej walki bardzo słabo przygotowany pod względem kondycyjnym. O ile jeszcze w pierwszych dwóch rundach widać było, że legenda polskiego boksu stara się naciskać swojego rywala, a nawet przejmować inicjatywę, o tyle już z każdą upływającą minutą z Gołoty uchodziło powietrze. To też miało swoje odzwierciedlenie w szóstej odsłonie, kiedy Gołota upadł na deski i nie był już w stanie się z nich podnieść. Trzeba jednak przy tym wyraźnie podkreślić, że nie stało się to po piorunującym ciosie Salety, tylko dlatego, że Gołota nie miał już ochoty na dalszą walkę, zwyczajnie brakowało mu sił po serii uderzeń Salety, który i tak nigdy nie należał do pięściarzy o przesadnej sile ciosu.
Po drugie - taktyka
Wielki przegrany tego pojedynku od początku źle egzekwował taktykę, jeżeli oczywiście trener mu wcześniej ją nakreślił. Gołota podejmował co prawda starania i atakował rywala, jednak zapomniał chyba o tym, że nie jest już w kwiecie bokserskiego wieku. Momentami można było odnieść wrażenie, że zbyt szybko chciał on rozstrzygnąć tę walkę, podejmował nazbyt dużo pochopnych decyzji i nie próbował przytrzymać rywala w dystansie.
Po trzecie - psychika
Po starciu w Ergo Arenie nasuwa się kolejny bolesny wniosek. Andrzej Gołota nie radzi już sobie ze swoją psychiką. Momentami w jego oczach widać pewną rezygnację i charakterystyczne zdumienie. Mimo, że przed walką zawsze zachowuje kamienną twarz, to jednak na ringu jego pewność siebie gdzieś się ulatnia i raczej już nie wraca. To też w pewnym stopniu od początku pojedynku skazuje go na porażkę.
Po czwarte - siła ciosu
Gołota nie dysponuje już decydującym ciosem, który kiedyś był jego wielkim atutem. W starciu z Saletą, zwłaszcza na samym początku, nie brakowało momentów, kiedy wystarczyło trafić lekko zachwianego rywala i posłać go na deski. Kiedyś w taki właśnie sposób Gołota wygrywał swoje walki. Teraz jednak już tego nie potrafi.
Po piąte - wiek
Pochodzący z Warszawy bokser, po raz kolejny nie wytrzymał presji, która na nim ciążyła. Wszyscy upatrywali w nim faworyta. Podobnie było zresztą w starciu z Tomaszem Adamkiem w 2009 roku. Wtedy również Gołota nie wytrzymał ciśnienia. Teraz demony przeszłości wróciły.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?