Do Szpitala Powiatu Bytowskiego zgłosiło się już siedem pielęgniarek i jeden lekarz, którzy uciekli z Ukrainy przed wojną. Chcą pracować w zawodzie. Tyle tylko, że jeszcze nie potrafią posługiwać się językiem polskim.
- Wprowadzona ustawa o ułatwieniu zatrudniania obywateli Ukrainy nie nauczy ich w kilka dni mówić, czytać i pisać w języku polskim. Osoby, które zgłosiły się do nas, nie rozumiały nawet tego, co do nich mówiłam. Przyszły z tłumaczem. Jak mogę zatrudnić pielęgniarkę czy lekarza, którzy nie potrafią mówić w języku polskim, a co dopiero czytać i pisać? Na szali jest życie pacjentów. To zbyt poważna sprawa. To nie jest praca w magazynie, gdzie trzeba przekładać coś z kupki na kupkę
– wyjaśnia prezes bytowskiego szpitala Beata Hinc, która przyznaje, że w Bytowie pracuje kilku lekarzy z Ukrainy. - Te osoby języka polskiego uczyły się od marca ubiegłego roku. W październiku zostały zatrudnione. Mogę dziś przyznać, że dopiero od miesiąca posługują się biegle językiem polskim w mowie i piśmie – dodaje Hinc.
Prezes bytowskiej lecznicy przyznaje także, że brakuje rąk do pacy w szpitalu, ale nie będą przyjmowani nowi pracownicy z Ukrainy za wszelką cenę.
- Uproszczona nostryfikacja dyplomów to jedno. Musi być jeszcze zezwolenie na prace w zawodzie z izb lekarskich i pielęgniarskich. Z moich informacji wynika, że jeszcze nikt z Ukrainy po 24 lutego w naszym województwie nie otrzymał takiego zezwolenia. Barierą jest język
– dodaje Beata Hinc, która wyjaśnia również, dlaczego ukraińska pielęgniarka nie może pracować w szpitalu w Bytowie na przykład jako salowa. - One muszą stosować środki do dezynfekcji. Nie sprzątamy płynem do mycia naczyń. Do każdej rzeczy jest inny środek, w innym rozcieńczeniu. Taka salowa musi przynajmniej rozumieć co się do niej mówi i minimalnie posługiwać się językiem polskim – mówi prezes szpitala w Bytowie.
Z kolei Szpital Miejski w Miastku zamierza przyjmować każdego lekarza i pielęgniarkę z Ukrainy. Nawet bez znajomości języka polskiego.
- Mamy to szczęście, że jeden z pracowników naszej zewnętrznej firmy IT jest Ukraińcem, mieszkającym od 20 lat w Polsce i biegle posługującym się pięcioma językami. Jego szef zgodził się oddelegować go do nas jako tłumacza. Bezpłatnie. Swoją pracę wykonuje w innych godzinach. Już okazał się pomocny podczas hospitalizacji obywateli Ukrainy w naszym szpitalu. Po przyjęciu do pracy lekarze i pielęgniarki otrzymają od nas bezpłatny kur nauki języka polskiego
– mówi prezes miasteckiej lecznicy Alicja Łyżwińska i dodaje, że jeszcze w tym tygodniu ze szpitala wyjedzie transport darów do Łucka. - Wraz z nimi zawieziemy list przewodni do tamtejszych lekarzy i pielęgniarek, że jeśli zdecydują się pracować u nas, gwarantujemy na początek prócz etatu, mieszkanie i wyżywienie – wyjaśnia Łyżwińska.
Do miasteckiej placówki zgłosiły się na razie dwie pielęgniarki - Ukrainka i Białorusinka. Jedna uciekła przed wojną, a druga przed dyktaturą.
To nie koniec pomocy uchodźcom, jaką chce zaoferować miastecki szpital. Jeśli będzie taka potrzeba, w jednym z budynków stworzone zostanie miejsce na dom dziecka, hospicjum czy oddział dla przewlekle chorych.
- Mamy wyremontowane pomieszczenia dla Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego. Jest tam 20 łóżek. Nie mamy na nie jeszcze kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia, więc możemy go wykorzystać w inny sposób. Nasi pacjenci na tym nie ucierpią, bo w istniejącym ZOL-u mamy ponad 40 osób i to się nie zmieni. Swoją propozycję przedstawiłam już ministrowi zdrowia, wojewodzie i w Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku – wyjaśnia Łyżwińska.
Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?