Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pacjentka bytowskiego szpitala skarży się na lekarzy ginekologów i położników. - Nie rozpoznali rozejścia spojenia łonowego - mówi

Maria Sowisło
Maria Sowisło
fot. Parentingupstream z Pixabay
Pacjentka bytowskiego szpitala prawie dwa tygodnie szukała pomocy po tym, jak została wypisana z lecznicy w „stanie ogólnym dobrym”. - Nie mogę chodzić z bólu, nie mogę zajmować się dziećmi, nie jestem w stanie normalnie funkcjonować – mówi pani Laura, zanosząc się płaczem. Pomoc znalazła dopiero w Słupsku, bo lekarze na oddziale ginekologiczno-położniczym, jak wspomina, odmówili. Diagnoza? Rozejście spojenia łonowego.

Pomimo tego, że od porodu minęły już prawie dwa tygodnie, pani Laura z gminy Bytów nie potrafi spokojnie mówić o tym, co ją spotkało na oddziale położnioczo-ginekologicznym bytowskiego szpitala. Swoją historię najpierw opisała na portalu społecznościowym. Zgodziła nam się ją opowiedzieć także nam. Z relacji pani Laury wynika, że 14 kwietnia trafiła na oddział ginekologiczno-położniczy Szpitala Powiatu Bytowskiego. Do porodu nic nie wskazywało na to, że mogą być jakieś komplikacje. Tym bardziej, że jedno dziecko urodziła rok temu.

- Teraz po porodzie nie byłam w stanie samodzielnie zejść z łóżka. Wszystko mnie bolało. Wyłam z bólu. Wiele razy zgłaszam ordynatorowi i pielęgniarkom problem. Za każdym razem mnie ignorowali. Wszyscy twierdzili, że to jest niemożliwe, żeby mnie aż tak bardzo wszystko bolało.

W końcu, tuż przed wypisaniem do domu, lekarz kazał mi podać kroplówkę z lekami przeciwbólowymi i przeciwzapalnymi. Nikt nie zrobił żadnych dodatkowych badań – wspomina pani Laura i dodaje, że ostatniego dnia została potraktowana gorzej niż pies. - Był obchód. Znowu skarżyłam się na ból.

Miałam ubrane majtki i lekarz kazał je zdjąć. Już nie byłam w stanie. Położna mi je zerwała i rzuciła na podłogę. Rozpłakałam się. Ordynator z kolei był arogancki. Miałam wrażenie, że najbardziej moim stanem zainteresowana jest pani salowa

– mówi pani Laura i zanosi się płaczem. Nie jest w stanie normalnie rozmawiać. Telefon przejmuje jej mama. - Niech mi pani wierzy, że kiedy zobaczyłam Laurę, kiedy szła do samochodu, miałam łzy w oczach. Ona 15 minut próbowała wejść do samochodu.

Chciałam od razu iść na oddział i zapytać co zrobili mojej córce? Laura mnie powstrzymała

– wspomina jej mama.

Jak obie panie tłumaczą, od poniedziałku 20 kwietnia trwała batalia o to, żeby panią Laurę przebadał lekarz ginekolog. Ból był potworny. - Przez te kroplówki, które mi podali w szpitalu, nie mogę już karmić piersią. Musiałam przejść na sztuczne mleko – pani Laura mówi i zanosi się płaczem.

Rodzina mieszkanki gminy Bytów gorączkowo szukała pomocy. Jak mówią, dwukrotnie dzwonili na oddział ginekologiczno-położniczy. Ból przykuł panią Laurę do łóżka. - Pierwszy raz odebrała jakaś pani doktor, która miała dyżur. Stwierdziła tylko, że nie zna sytuacji ani pacjentki i kazała skontaktować się z lekarzem rodzinnym. Mój mąż nie wytrzymał i trochę się uniósł. Widział co się dzieje z Laurą.

Kolejny telefon i odebrał ordynator. Stwierdził, że podczas poprzedniej rozmowy z lekarką byliśmy niegrzeczni, więc on nam nie pomoże. Odłożył słuchawkę

– wspomina mama pani Laury.

Przez prawie tydzień pani Laura szukała pomocy. Gabinety ginekologiczne ze względu na pandemie koronawirusa nie są czynne. Nikt nie chciał, nawet prywatnie, przyjąć kobiety która cierpiała.

- Lekarz prowadzący ciąże przez telefon stwierdził, że to rozejście spojenia łonowego. Szukałam lekarza, który by mnie zbadał. Rodzinny po konsultacji telefonicznej przepisał silne leki przeciwbólowe

– mówi pani Laura, która dopiero we wtorek 28 kwietnia znalazła ginekologa w Słupsku. - To był koszmar. Najadłam się leków przeciwbólowych, żeby w ogóle wsiąść do samochodu.

Lekarz stwierdził rozejście spojenia łonowego na 23 milimetry. Powiedział też, że bardzo długo nie będę mogła normalnie funkcjonować. W internecie przeczytałam, że takie rozejście spojenie, to nic innego jak rozerwanie go przy porodzie

– mówi pani Laura i zapowiada, że nie zostawi tak tego. - Po moim wpisie odezwało się do mnie wiele kobiet, które na tym oddziale przeżyły koszmar. Zastanowimy się co z tym zrobić – dodaje kobieta.

Tymczasem prezes Szpitala Powiatu Bytowskiego Beata Hinc sygnalizuje, że o pacjentce nie może rozmawiać. - Poza wpisem na portalu społecznościowym do szpitala nie wpłynęła żadna oficjalna skarga pacjentki – napisała w odpowiedziach na nasze pytania Beata Hinc. Dodała również, że każdy pacjent ma prawo do zachowania tajemnicy informacji dotyczących jego zdrowia. Załączyła także kilka zdań o procedurach obowiązujących w bytowskim szpitalu.

„(…) Lekarz prowadzący pacjenta jak również ordynator, po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną pacjenta (w tym wynikami badań) planując wypis pacjenta podczas obchodu lekarskiego przeprowadza wywiad z pacjentem celem potwierdzenia faktycznego stanu zdrowotnego pacjenta. Pozytywna ocena wywiadu stanowi podstawę do dokonania w epikryzie zapisu „wypisany w stanie ogólnym dobrym”. Dodatkowe badania w trakcie hospitalizacji wykonywane są u pacjentów, u których lekarz prowadzący stwierdzi ku temu przesłanki, tj. wskazania medyczne związane z przebiegiem procesu diagnostyczno-terapeutycznego.

Przy wypisie ze Szpitala pacjenci informowani są o konieczności zgłoszenia wystąpienia jakichkolwiek niepokojących objawów pohospitalizacyjnych drogą telefoniczną. W przypadku gdy wyjaśnienie problemu nie jest możliwe w drodze telefonicznej, lekarz zaleca wizytę na oddziale celem podjęcia ewentualnej dalszej diagnostyki problemu.

W okresie ogłoszonego stanu epidemii w Szpitalu funkcjonuje zarówno stacjonarna jak i ambulatoryjna opieka ginekologiczno-położnicza”.

od 7 lat
Wideo

Jakie są najczęstsze przyczyny biegunki u dorosłych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto