Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie będzie śledztwa w sprawie rannej sarny przy DK 20 w gminie Bytów. Policjanci nie wysłuchali lekarza weterynarii

Maria Sowisło
Maria Sowisło
Maria Sowisło/archiwum
Odmową wszczęcia śledztwa zakończyła się sprawa rannej sarny przy odcinku drogi krajowej nr 20 między Bytowem, a Niezabyszewem. Policjanci uznali, że nie doszło do znęcania się nad zwierzęciem, a prokurator decyzję „przyklepał”.

O zdarzeniu pisaliśmy w kwietniu 2022 r. Jak wynikało z relacji świadków, przy odcinku drogi krajowej nr 20 między Bytowem, a Niezabyszewem leżała ranna sarna. Jeden z kierowców zatrzymał się i powiadomił lekarza weterynarii. Zanim zdążył przyjechać, pojawili się pracownicy służby drogowej, zapakowali zwierzę do samochodu i odjechali. Nie chcieli nawet słyszeć, że mają zaczekać na lekarza, który określiłby stan sarny i podjął decyzję, czy należy ja uśpić, czy można ratować. Kiedy sprawa została nagłośniona, pracownicy służby drogowej twierdzili że sarna zdechła w drodze do… weterynarza.

Sprawę znęcania się nad zwierzęciem badali bytowscy policjanci pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Bytowie. Nie było to jednak dochodzenie, a wyjaśnienie okoliczności zdarzenia.

- Odmówiliśmy wszczęcia śledztwa ze względu na brak znamion czynu zabronionego. Świadkowie zdarzenia opisali obrażenia, jakie sarna odniosła i były one bardzo poważne

– wyjaśnia zastępca prokuratora rejonowego w Bytowie Małgorzata Jackowska-Borek.

Niczego złego w postępowaniu pracowników służby drogowej nie dopatrzył się zarządca drogi – Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad w Gdańsku.

- Wyjaśnialiśmy okoliczności tego zdarzenia i naszym zdaniem, procedury nie zostały złamane

– mówi rzecznik prasowy gdańskiego oddziału GDDKiA Piotr Michalski.

Tym lekarzem weterynarii, który nie zdążył dojechać do rannej sarny i nagłośnił sprawę jest Anna Burlińska. Dzisiaj jest oburzona prowadzeniem postępowania przez policję.

- Otrzymałam jeden telefon z policji. Nie mogłam wówczas rozmawiać. Oddzwoniłam i poczułam, że policjant mnie zbywał. A mam wiele do powiedzenia w tej sprawie. Mam kolejnego świadka – myśliwego – który ma nagrana rozmowę ze swoją żoną, która też widziała tę sarnę. Za namową swojego męża wróciła do zwierzęcia, które zostało już zabrane. Mi naprawdę nie chodzi o to, że to ja nie pojechałam do rannej sarny. Chodzi mi przede wszystkim o narażenie cierpiącego zwierzęcia na dodatkowy stres. Nie rozumiem w czym byłby problem, żeby zaczekać na jakiegokolwiek lekarza weterynarii kilka minut. Przyjechałby, podał środek usypiający, zbadałby zwierzę i postawił diagnozę

– denerwuje się Anna Burlińska i dodaje, że trudno sobie nawet wyobrazić, na jakie cierpienie narażona została sarna. - Dziś się nie dowiemy dlaczego padła w samochodzie drogowców. Mogą tylko przypuszczać, że albo z powodu obrażeń, albo ze strachu pękło jej serce. Oczekiwałabym większego zrozumienia i przestrzegania procedur przy podejmowaniu rannych zwierząt – mówi Burlińska, zaznaczając że wielokrotnie współpracuje z policją i służbami drogowymi. - Dlaczego na przykład w Chojnicach panowie potrafili czekać sześć godzin na lekarza? Bo wiedzą jakie są procedury i że nie wolno narażać zwierząt na cierpienie – kwituje Burlińska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto