Jego kanu (łódka typu kanadyjka) zostanie oznaczone logo "Dziennika Bałtyckiego", który patronuje tej wyprawie. To nie pierwsza podróż w 60-letnim życiu naszego bohatera.
- Ruszam 1 maja z Połańca (woj. świętokrzyskie) i pokonam ponad 450 km z nurtem Wisły do Włocławka - zapowiada pan Tadeusz. Wyprawa ta będzie trwała przynajmniej 2 tygodnie.
Do łodzi podróżnik bierze zapas żywności i 30 litrów wody.
- Będę starał się pokonać ten dystans bez kontaktu z ludźmi, chyba że konieczne będzie uzupełnienie zapasu wody. Skorzystam wtedy z ujęć przy przeprawach promowych - wyjaśnia.
Bojarczuk na wodnych szlakach nie jest nowicjuszem. Płynął już wieloma rzekami. W kilku wyprawach towarzyszyła mu żona i wierny pies. Pływa zazwyczaj od czerwca do września, szukając miejsc, które nie są oblężone przez turystów. - Przepychanie się między kajakami, których latem na niektórych rzekach jest tyle co samochodów na autostradzie, nie jest żadną przyjemnością - wyjaśnia nasz rozmówca.
Królową polskich rzek pan Tadeusz zamierza pokonać nie kajakiem, ale specjalną łodzią kanu, do której przytwierdził pływak. To dodatkowe zabezpieczenie chroniące przed niespodziewaną wywrotką.
- Na pokładzie będę miał psa Lucky. To będzie jego debiut, bo w poprzednich wyprawach partnerował mi inny czworonóg, który, niestety, już nie żyje - wyjaśnia Bojarczuk.
2,5 miesiąca pan Tadeusz spędził w szpitalu, gdzie przyjmował chemoterapię. Z grona ośmiu poznanych tam osób zostały tylko dwie. - Ja i jeszcze jeden kolega. Reszta odeszła z tego świata - mówi z żalem. - Ta wyprawa to próba sił. Pokażę, że moja choroba nie jest przeszkodą, bo to ja mam raka, a nie rak ma mnie - mówi podróżnik.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?