Burmistrz Roman Ramion padł ofiarą kontroli przeprowadzonej przez swojego zastępcę na posesji Andrzeja Gliwy, który od lat walczy z urzędem w sprawie osiedlowej ulicy, po której jeżdżą ciężarówki. Po tym jak Gliwa złożył doniesienie do prokuratury, otrzymał pismo z nakazem natychmiastowego usunięcia rynien, z których woda leciała na nowiutki chodnik. Zostały nawet dołączone zdjęcia. Skłócony z urzędnikami miastkowianin nie tylko natychmiast usunął problem, ale i poszedł dalej. Dopatrzył się takiego samego rozwiązania w domu samego burmistrza.
- Wybrali mnie jako jedynego z miasta i kazali w trybie pilnym usunąć rynny. Traktuję to jako zemstę za mój upór w konflikcie o drogę, ale niestety tym razem przesadzili, bo sami się do podanych w piśmie paragrafów nie stosują. Na garażu burmistrza bezkarnie wisi taka sama rynna - mówi oburzony Gliwa.
Według ustawy przytoczonej przez urzędników taka rynna grozi przechodniom nawet kalectwem, bo lecąca z niej woda może przecież zamarznąć na chodniku.
- To nie była zemsta, ale element szerszej akcji. Kontrolujemy wszystkie rynny w mieście, a mój szef na pewno bez specjalnych pism usunie tę rynnę - zapewnia zdziwiony wiceburmistrz Tomasz Zielonka, który decyzję podpisał.
- W ciągu jednego dnia rynna będzie usunięta. Ta pozostałość po remoncie jest moim niedopatrzeniem - tłumaczy burmistrz Ramion.
Polacy boją się biedy