Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miastko. W samym centrum miasta, tuż przy kościele zamieszkała klacz Xena (FOTO)

Maria Sowisło
Maria Sowisło
fot. Maria Sowisło
W centrum Miastka, 100 metrów od kościoła, na podwórku kamienicy mieszka... koń Xena. To nie jest żart. Koń, jaki jest, każdy widzi i... zostaje, bo jest w dobrej kondycji. Tak stwierdził powiatowy lekarz weterynarii, który został wezwany na interwencję. Właścicielem młodej klaczy rasy konik polski jest Stefan Szweda.

To może szokować, bo w centrum miasta spodziewać się można raczej piesków, kotków, ewentualnie małych gryzoni, takich jak świnki morskie, chomiki, a nawet królików. Ale nie konia. Tymczasem w Miastku, w samym centrum, bo przy ulicy Królowej Jadwigi od ponad dwóch tygodni mieszka sobie niespełna roczna klacz. - Imię ma jak ta wojownicza księżniczka – Xena – zdradza Stefan Szweda, który nie ukrywa, że dopiero się poznają. On i klacz. - Chyba mnie nie lubi, bo ciągle chce mnie szczypać. Przy mojej żonie już się tak nie zachowuje. Jakoś będę się musiał z Xeną dogadać – mówi właściciel klaczy.
O obecności konia na podwórku, a właściwie w ogrodzie za garażem, świadczą tylko kartki w bramie: „Proszę zamykać bramę. Koń ucieka. Dziękuję” oraz kartonik z napisem: „Przyjm chleb i obierki dla konia. Dziękuję”. I chyba to sprawiło, że ktoś z sąsiadów zrobił klaczy zdjęcie i przesłał do powiatowego lekarza weterynarii Piotra Rybaka. - Koń jest w pięknym stanie. To młoda klaczka w wieku sześciu miesięcy. W dobrej kondycji, właściwej do swojego wieku. Jest zadbana, nie ma żadnych urazów, schorzeń skóry. Złośliwa jak każda dziewczyna. Podejść do niej niekoniecznie i nie zawsze. Ma do dyspozycji około tysiąc metrów sadu. Nie ma biedy – wylicza Piotr Rybak. - Zdjęcie, które rozpoczęło interwencję, zrobione zostało z góry w garażu bez dachu. To był moment, kiedy konik był przeprowadzany do sadu. Nie ma tam ani psów, które mogłyby ją płoszyć, ani dzieci, które z ciekawości rzucałyby jej patyki – dodaje powiatowy weterynarz.
Konik zatem zostaje w centrum Miastka. - Skoro można hodować konie na wsi, to dlaczego nie w mieście? Warunki mam – mówi właściciel Xeny i snuje plany. - Na razie to ja z nią muszę się ułożyć. Urwis z niej jest. Potem przyzwyczaję do siodła, żeby moje wnuki mogły sobie na niej jeździć. Z budy wozu strażackiego zrobię koniowóz. A może niedługo i bryczkę zrobię? To wtedy przydałby się drugi konik – mówi Stefan Szweda.
Rzeczywiście Xena biedy w sadzie nie ma. Wszędzie trawka, trochę drzew, które rzucają cień, balot siana, stodółka przy ogrodzeniu, woda w garnku… Klacz jest jeszcze trochę płochliwa, ale daje się pogłaskać obłaskawiona kawałkiem chleba. I złośliwa. Kiedy tylko człowiek spuści z niej wzrok, zaczyna brać się za skubanie ręki, koszulki… I niemal bez przerwy coś je. Skubie. - Tu było kiedyś gospodarstwo, ale mój ojciec przeniósł je na ogrodową. Przyjechał do Miastka na ziemie odzyskane. W tym miejscu mieszkał Niemiec, z którym handlował koniami. Upatrzył sobie to gospodarstwo i po wojnie przyjechał. Ojciec potem gospodarstwo na Ogrodową przeniósł – wspomina pan Stefan i od razu wraca do wątku Xeny. - Ona do żony podejdzie. Do mnie jeszcze nie. Pewnie pamięta, że to ja ją wiozłem i żeby weszła do samochodu, musiałem ją trochę popchnąć. Jak kobieta, pamiętliwe bydle z niej jest – śmieje się pan Stefan. Dodaje, że nic się w jego obejściu nie zmarnuje. - Na końskim nawozie świetnie rosną pieczarki. Niedługo będą. A dzięki niej, nie muszę kosić trawy – zaznacza właściciel klaczy. - Ja się znam na koniach, bo od małego za pługiem chodziłem – zaznacza. Wspomina też, że w ubiegłym roku miał tutaj dwa baranki. - Tylko mnie oszukali i sprzedali miniaturowe – mówi. Niechętnie zdradza co się z nimi stało. Można się tylko domyślać, że zostały zjedzone. Nic jednak nie wskazuje na to, żeby Xena podzieliła ich los. - Jesienią i zima też będzie miała u mnie dobrze. Tutaj jest garaż zrobiony w starym chlewiku. Synowie trzymają tutaj samochody i motocykle. Zrobię im miejsce obok, a tutaj posprzątam. Wiele nie trzeba, bo koryta są tu nadal. I co? Źle jej będzie u mnie? - dopytuje Szweda.
Kiedy rozmawiamy, w sąsiednim ogródku pracuje małżeństwo Jodziewiczów. Pan Ryszard zainteresował się rozmową. - Ja nic do niej nie mam – zarzeka się wskazując na klacz. - Nam żadne zwierze nie przeszkadza. Współistnieć musimy wszyscy. Kiedy sąsiad nie słyszy, nazywamy ją Pola. To imię nam bardziej do niej pasuje. Rwiemy jej trawkę i podajemy przez płot – wyjaśnia Ryszard Jodziewicz. Też wspomina baranki. - Na początku chodziły tylko po ścieżkach, tam gdzie mogły się najeść. Potem chyba im się zaczęło nudzić, bo zaczęły tez brykać po ścieżkach – opowiada.
I takim sposobem klacz Xena (tak, jak ta wojownicza księżniczka z bajki dla dzieci) zamieszkała w centrum miasta. A że żadne przepisy tego nie zabraniają, a ona sama ma tutaj doskonałe warunki – zostaje. - Jestem już na emeryturze. Zawsze lubiłem konie. Teraz mam zajęcie – mówi Stefan Szweda.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto