Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miastecki fotograf Mariusz Śródka doczekał się publikacji starych zdjęć Miastka

Maria Sowisło
Maria Sowisło
fot. Maria Sowisło
Towarzystwo Historyczne Regionu Miasteckiego przygotowało publikację zdjęć fotografa z Miastka Mariusza Śródki. My z kolei przypominamy reportaż, jaki ukazał się na łamach „Tygodnika Miasteckiego” w maju 2017 roku.

Publikacja „Miastko z lat 80. w obiektywie Mariusza Śródki” cieszyła się dużym zainteresowaniem mieszkańców. Dowodem na to może być fakt, że 50 egzemplarzy rozdawanych w Centrum Informacji Turystycznej w Miastku rozeszło się, jak świeże bułeczki. Kolejne miała do dyspozycji Biblioteka Publiczna w Miastku i także zbyt długo nie leżały na półkach. Wszystko zapewne dlatego, że w książce Towarzystwa Historycznego Regionu Miasteckiego opublikowanych zostało 86 zdjęć autorstwa Mariusza Śródki przedstawiających nieistniejące już budynki, a także te, które dopiero co były budowane. Sam autor z kolei od lat jest mieszkańcem Miastka, który ma świetne oko.

Kiedyś to była prawdziwa sztuka

Czas, przesłona, ISO – to wcale nie są słowa wchodzące w skład magicznego zaklęcia, choć odpowiedni ich dobór sprawia, że fotografia staje się wyjątkowa, magiczna... Sprawę z tego zdaje sobie Mariusz Śródka z Miastka. W końcu jest z zawodu fotografem. Ale nie takim, który natrzaska ujęć, a potem zrzuci je do komputera, wydrukuje na papierze fotograficznym... - Kto dzisiaj ma pojęcie co to jest czas i przesłona – zastanawia się głośno fotograf, który swoją przygodę z aparatem zaczął w latach 70. Jego pierwszą miłością był poczciwy druh. Aparat produkcji polskiej. Można go porównać do dzisiejszych konstrukcji kompaktowych.

- Należał do mojego starszego brata. W tamtych czasach, żeby zrobić zdjęcie, chodziło się do fotografa. Nieliczni mieli aparaty. Ja z bratem byliśmy wśród tych wyjątkowych ludzi. Dzięki druhowi, byliśmy na osiedlu kimś. Zresztą każdy, kto miał coś innego, nietypowego, mógł szpanować

– wspomina Mariusz Śródka.

Historia Miastka zaklęta w kadrze

Skok na głęboką wodę fotograf wykonał, mając w dłoniach radziecką smienę. W tamtych czasach to było coś. Choć zasada działania również przypomina dzisiejsze kompakciaki, była o niebo lepsza od druha. - Tymi dwoma aparatami robiłem pierwsze zdjęcia rodzinne. Ważne było dla mnie, żeby uchwycić chwilę. Nigdy nie lubiłem ustawianych zdjęć – wspomina pan Mariusz.
I rzeczywiście wśród licznych obrazków z Miastka trudno znaleźć takie, na których postacie stoją nieruchomo, uśmiechając się do obiektywu. Z większości kadrów można by było złożyć historię Miastka. Tej kamienicy już nie ma, a ten budynek został wybudowany.

- Żałuję, że nie zrobiłem więcej zdjęć Zatorza i nie sfotografowałem kamienicy na ulicy Armii Krajowej, naprzeciwko „Stylowej”

– przyznaje Śródka. - Nie wiem czy nie było mnie w mieście kiedy ją wyburzali – zastanawia się i wspomina, że nie jest już nawet w stanie wyliczyć jakimi aparatami fotograficznymi wykonywał zdjęcia. Po druhu i smienie były zorki, zenity... - Człowiek patrzył na lustrzanki pentacony i praktici, ale ceny ich były kosmiczne – przyznaje fotograf.

Trudne czasy dla fotografa

Miłość do robienia zdjęć z hobby stała się sposobem na zarabianie pieniędzy. Po szkole podstawowej pan Mariusz naukę kontynuował w zawodówce. Rzecz jasna kształcił się na fotografa. Takiego prawdziwego, który nie tylko potrafi zrobić zdjęcie. Takiego, który wie jak się pracuje w ciemni. I taką też po zakończeniu nauki stworzył sobie z kolegami. Praktyki miał w Szczecinku i Miastku.

- To były ciężkie czasy. Każdy zakład fotograficzny dostawał określona liczbę filmów i odczynników. Szczerze przyznam, że nie dałoby się z tego wyżyć. Przydział wystarczał tylko na tydzień. Próbowaliśmy więc zdjęcia robić nawet na kliszach rentgenowskich. Przy aparacie RTG pracowała moja znajoma i to właśnie od niej miałem trochę klisz i odczynniki. W kółko tego brakowało

– wspomina Śródka i dodaje, że poszedł na fotografa, bo lekarze wykryli u niego wadę serca. To zdyskwalifikowało go w staraniu się o przyjęcie do szkoły elektromechanicznej. - Gdybym został w tamtych czasach fotografem, musiałbym do interesu dopłacać. Po prostu nie opłacało się pracować w tym zawodzie – przyznaje dziś pan Mariusz. Z fotografa zawodowego stał się amatorem. Znajomy miał ślub, prosił Śródkę. Ktoś z rodziny miał chrzciny? Proszę bardzo pan Mariusz już jechał.

Marzenie o albumie

Jeśli ktoś jednak myśli, że amatorowi było łatwiej o filmy i odczynniki, to jest w błędzie. - Filmy orwo sprowadzałem z Niemiec. Płaciłem za nie jak za zboże. Potem w Polsce można było kupować filmy w puszkach. Samemu wkręcało się je w kasety. Czasem nawet udało mi się kupić ich więcej, bo spod lady były – mówi fotograf z Miastka, który dodaje, że w stworzonej przez siebie ciemni, niemal wszystko było zrobione metodami chałupniczymi. Lampy, instalacja elektryczna... - Poszło się na złom, wybrało co potrzeba i robiło się – kwituje pan Mariusz i od razu dodaje, że odbitki, którymi dziś dysponuje, to tylko mała część tego, co robił.

- W ciemni wybuchł pożar i wszystko poszło z dymem – klisze, odbitki, sprzęt...

- mówi. Marzy dziś o zrobieniu porządnych zdjęć z lotu ptaka. - Nie wiem czy lekarze ze względu na wadę serca, pozwoliliby mi skoczyć ze spadochronem, albo polecieć balonem, ale takie mam marzenie. Może kiedyś je zrealizuję – mówi i planuje, że chciałby zrobić taką dokumentację historyczną Miastka. Zdjęcie stare, a obok sfotografowane współcześnie. Lubi takie zdjęcia, na które patrząc kilka razy odnajduje się zawsze coś nowego. - Dopiero niedawno dojrzałem, że na starym zdjęciu naszej poczty w budynku jest okien 12, a teraz tylko sześć. Wygląda więc na to, że była dużo, dużo większa – zauważa.

Nie zrażać się za szybko

Pan Mariusz ma oko do zdjęć reporterskich. Mężczyzna przechodzący przez ulicę z taczką, inny stojący w drzwiach męskiego szaletu, parka siedząca na ławce w parku, dzieci bawiące się na gruzowisku...

- Pozowane zdjęcia nie mają klimatu

– kwituje. Dziś robi zdjęcia aparatem sony alfa. Jest na niego niejako skazany, bo ma największy zoom - zbliżenie. Pan Mariusz jest bowiem przykuty do wózka, więc jeśli zobaczy jakieś ciekawe ujęcie, nie podejdzie bliżej. Choruje na stwardnienie rozsiane. - Miałem kiedyś olympusa i był moim zdaniem zdecydowanie lepszy. Nie miał jednak takiego zoomu. Pewnie, że marze o takim obiektywie, jaki mają fotoreporterzy sportowi. Taki co najmniej 500 mm, ale są tak drogie, że chyba nigdy sobie takiego nie kupię – przyznaje Śródka i zaznacza, że znalazł w internecie 300 mm do swojego aparatu i chyba niedługo stanie się jego szczęśliwym posiadaczem. Młodym adeptom fotografii radzi, by aparat zawsze nosili przy sobie. I żeby się nie zrażali na początku, bo nie zawsze nasz sprzęt będzie w stanie tak uchwycić obrazek, jak my go widzimy.

- I warto mieć kogoś, kto doradzi i wie trochę więcej od nas. Kogoś, kto może pokierować lub doradzić

– mówi i dodaje, że fotograf musi mieć duszę romantyka, który pochyli się niemal nad każdym pajączkiem czy motylkiem. - Bo fotografia, to jest sztuka – mówi zdecydowanie Mariusz Śródka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto