Sytuacja w Szpitalu Powiatu Bytowskiego wraca do normy. W poniedziałek informowaliśmy, że 29 lutego minął termin podpisywana nowych kontraktów z lekarzami. Część doktorów nie zawarła umów. Od 1 marca pracowali „na czarno”. Inni grozili odejściem, bo chcieli większych stawek. Nowy prezes Krzysztof Czerkas zapewnia, że sytuacja jest już opanowana.
- Już jest dobrze. Nowych kontraktów nie podpisało kilka osób. To jednostki - zapewnia Czerkas. - Powodem tego braku nie jest odmowa, ale nieobecność tych lekarzy. To osoby dojeżdżające na dyżury. Gotowe umowy leżą i na nich czekają - dodaje.
Przeczytaj też o tym jak poprzedni prezes stracił stanowisko
Lekarze protestowali, bo wyliczyli, że mają stracić po kilka złotych ze stawek godzinowych. U niektórych w skali miesiąca to nawet 1000 zł na koncie mniej. Była to niełatwa sprawa dla nowego prezesa, którego wybrano w środę 29 lutego. Poprzednik został w ekspresowym tempie odwołany.
Przedstawiciele szpitala podkreślali, że obniżka cen zaproponowana w kontraktach to nie „widzimisię”, ale konieczność wynikająca z warunków ekonomicznych. W konkursie jest opisane zadanie i stawka za jego wykonanie. Lekarze do niego przystępują lub nie.
W szpitalu największe stawki mają koordynatorzy i doktorzy z drugim stopniem specjalizacji. Także anestezjolodzy mają podwyższone wynagrodzenie - 60 zł na godzinę. Po 1 tys. zł miesięcznie stracą doktorzy, którzy wystawiali rachunki w wysokości nawet 24 tys. zł miesięcznie. Inni uzyskiwali sumy w okolicach 20 tys. zł i mniej.
Szpital na perypetiach
O szpitalu znowu było głośno. Rada Nadzorcza w trybie pilnym pozbyła się prezesa Piotra Karankowskiego. W zestawieniu przyczyn wymienia się wypracowanie straty (po raz pierwszy w historii spółki) i brak perspektywicznych działań przy zbytnim skupianiu się na teraźniejszych problemach. Nowym “szeryfem” jest były szef Rady Nadzorczej Krzysztof Czerkas.
Pierwsze dni ma za sobą i już pierwsze sukcesy. Skutecznie porozumiał się z protestującymi lekarzami, którzy nie zgadzali się na obcięcie stawek godzinowych. Pisaliśmy o tym w poniedziałek. Dziś informujemy, że sytuacja wraca do normy. Z pewnością jednak przed szpitalem stoi wiele wyzwań.
Ja chciałbym podzielić się opinią na temat funkcjonowania obu pionów, w Bytowie i Miastku. Będzie subiektywna, bo zasłyszana od pacjentów. Od wielu pacjentów, bo w ciągu kilkunastu lat mojego życia miałem styczność z oboma pionami. Jako mieszkaniec gminy Czarna Dąbrówka o bytowskim szpitalu słyszało się i słyszy samo zło. Że barak, że umieralnia i tym podobne rzeczy nie warte cytowania.
Jednym słowem - katastrofa. Znam wiele przypadków pacjentów uciekających do Kościerzyny, Słupska i Lęborka. Jeden dotyczący próby amputowania ręki. Tylko trzeźwość znanego mi pacjenta uchroniła go przed utratą kończyny. W krytycznym stanie kazał się wieźć do Słupska.
Tam mu rękę uratowano. Co innego w Miastku, gdzie pracuję od 2005 roku. Tu opinie o szpitalu są w większości pozytywne. Nie wiem czy działa lokalny patriotyzm, bo tu szpitala bronią jak niepodległości. Z pewnością jednak wielka w tym zasługa kadry. Sam mam z tą placówką wyłącznie pozytywne doświadczenia.
Z tych spostrzeżeń jest jeden wniosek. Szpital w Bytowie wymaga... leczenia.
Mateusz Węsierski - redaktor prowadzący
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?