Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Godziny cierpienia w drodze od szpitala do szpitala

MATEUSZ WĘSIERSKI
Zygmunt Krocek w imieniu syna walczy "z wiatrakami" polskiej służby zdrowia. FOT. MATEUSZ WĘSIERSKI
Zygmunt Krocek w imieniu syna walczy "z wiatrakami" polskiej służby zdrowia. FOT. MATEUSZ WĘSIERSKI
Marcin Krocek z Miastka (28 lat) przeżył szpitalną gehennę. Po upadku na krawężnik zaczął cierpieć na ostre bóle kręgosłupa. Cierpienie nie dawało mu normalnie funkcjonować, więc postanowił skorzystać ze służby zdrowia.

Marcin Krocek z Miastka (28 lat) przeżył szpitalną gehennę. Po upadku na krawężnik zaczął cierpieć na ostre bóle kręgosłupa. Cierpienie nie dawało mu normalnie funkcjonować, więc postanowił skorzystać ze służby zdrowia. Zaczął od prześwietlenia rentgenowskiego w miasteckim szpitalu. Tu jednak pojawiła się pierwsza przeszkoda.

Tego dnia rentgen był zepsuty, więc Krocek został przewieziony karetką do Bytowa. Chłopak wył z bólu na dziurawej drodze, ale w końcu dotarł na miejsce. Tam po kilkuminutowym badaniu nie wykryto złamania kręgosłupa. Krocek był zdrowy i mógł wracać do domu.

- Odesłali mnie z kwitkiem bez żadnego usztywnienia i recepty na środki przeciwbólowe. Płakałem z bólu. Zadzwoniłem więc po żonę, która po mnie przyjechała - opowiada.

W tym samym czasie pusta karetka była już w połowie drogi do Miastka. Krocek przeczekał godzinę w szpitalu i pojechał z żoną do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Janusza Korczaka w Słupsku. Kręgosłup bolał strasznie. Rodzina podejrzewała nawet zaniedbanie ze strony bytowskich lekarzy.

- Mój syn zwijał się z bólu. Do dziś mam żal do lekarzy, że nie wykryli u niego prawdziwej przyczyny tego straszliwego cierpienia i puścili chłopaka do domu bez żadnej opieki. Powinien chociaż jakieś usztywnienie dostać - mówi Zygmunt Krocek, ojciec chłopaka.

Prawda jest jednak trochę inna ze względu na niedobór środków w polskiej służbie zdrowia, a i schorzenie, według specjalistów, nie jest poważne, ale za to bardzo bolesne.

- Koledzy z Bytowa szukali złamania i tego złamania nie znaleźli, bo go nie było. Ja też go nie znalazłem - mówi Rafał Muchowski, neurochirurg, który przyjął w Słupsku obolałego pacjenta. - Jego cierpienie było związane z zerwaniem wiązadła między kręgami. To nie, jak myśli rodzina, poważne schorzenie. Z czasem się zrośnie, ale potrzebuje usztywnienia - wyjaśnia specjalista.
Problem w tym, że w bytowskim szpitalu nie było gorsetu. A to dlatego, że pacjent musi składać specjalne podanie do oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia by taki gorset uzyskać. Nie ważny jest ból i cierpienie.

- Najbliższy oddział NFZ jest w Słupsku. Ten chłopak miał jednak szczęście, bo trafił na dzień w którym inny pacjent oddał nam za darmo gorset po operacji kręgosłupa. Gdyby nie to, to też musielibyśmy puścić go do domu bez usztywnienia, bo on najpierw musiałby napisać wniosek o przyznanie gorsetu - opowiada dr Muchowski.

Neurochirurg ze Słupska zaznacza, że w tej sprawie nie można mówić o błędzie lekarskim. To raczej jeden z objawów choroby polskiej służby zdrowia, w której brakuje sprzętu i pieniędzy. A szczególnie w tak małych szpitalach, jak bytowski czy miastecki.

- To przewiezienie karetką do Bytowa też takie oczywiste nie było. Ktoś mógłby się nie zgodzić na sfinansowanie z państwowych pieniędzy takiej podróży, bo to schorzenie nie było poważne. Jedyny poważny objaw w takich przypadkach to straszliwy, przeszywający ból - dodaje neurochirurg.
Marcin Krocek do dziś leży w domu. Słupscy lekarze przepisali mu silne środki przeciwbólowe.

- Zastanawiam się czy nie wystąpić na drogę sądową w sprawie mojego syna, bo został straszliwie potraktowany przez bytowską służbę zdrowia. Powinni skierować go na bardziej szczegółowe badania, a nie puszczać do domu - mówi Zygmunt Krocek.

Sprawa Marcina Krocka jest bardzo bolesna, i to dosłownie. Elementarne braki wyposażenia zmusiły go do kilkugodzinnego przeżywania straszliwego bólu.

- Nikomu nie życzę takich kontaktów z państwowym systemem ochrony zdrowia. On był dla mnie jak koło samochodu, które jeszcze raz przejechało po potrąconym - mówi poszkodowany.

Lekarze bezradnie rozkładają ręce, bo zrobili co się dało. Rodzina nie może się z tym pogodzić, bo cierpiał ukochany syn. Ich nie obchodzi składanie wniosków o gorset, czy brak sprzętu w bytowskim szpitalu.

- Dla nas ważne jest zdrowie syna. Mam nadzieję, że nie będzie kaleką. Jeśli tak, to nie podaruję im tego - zapewnia zrozpaczony ojciec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto