Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Człuchów. Koronawirus zniweczył 70 tygodni przygotowań. Kulturyści jednak nie zrażają się.

Dariusz Stanecki
Dariusz Stanecki
fot. Sylwester Sójka
Sporty sylwetkowe cieszą się coraz większą popularnością w naszym regionie. Sylwester Sójka jest człuchowianinem: tu mieszkał, wychowywał się, ukończył szkołę oraz rozpoczął treningi pod kątem kształtowania sylwetki. Po ukończeniu szkoły średniej wyprowadził się do Poznania, który jest mekką w dziedzinie sportów sylwetkowych. Tutaj właśnie jego pasja okazała się pracą oraz pomysłem na życie.

Z powodu koronawirusa odwołano zaplanowane na 14 marca i 15 marca, zawody sportów sylwetkowych w Bytowie i Słupsku.
W wyżej wymienionych imprezach miało startować aż czworo zawodników z naszego regionu: Damian Majer z Przechlewa, Ireneusz Nenca z Żychc, Michał Tlock ze Starego Gronowa oraz Sylwester Sójka z Człuchowa.

- Jestem dumny z moich kolegów, których jestem też trenerem. Ireneusz Nenca uplasował się na wysokiej III lokacie debiutów w kulturystyce i fitness, która odbywała się od 28 lutego do 1 marca w Centrum Kongresowym Targów w Kielcach.

- Pewnie niewiele osób wie, że aktualnym mistrzem woj. pomorskiego w kulturystyce klasycznej jest Arkadiusz Kamiński z Przechlewa, z którym także wspólnie pracowaliśmy na sukces – chwali kolegę z branży Sylwester.

- Nasze przygotowanie do sezonu wynosiło około siedemdziesięciu tygodni. Okres maksymalnego skupienia – to czas szesnastu tygodni, podczas których należy doprowadzić organizm do skrajnych warunków fizycznych: zrzucić nadmiar tkanki tłuszczowej przy jednoczesnym zachowaniu masy mięśniowej. Musimy wprowadzić organizm do deficytu kalorycznego, czyli spalamy więcej kalorii, niż przyjmujemy z pożywienia. Trzy główne początkowe wektory do spalania tkanki tłuszczowej to bazowa dieta, treningi i cardio. Wraz z upływem tygodni sytuacja robi się trudniejsza, ponieważ jemy coraz mniej, trenujemy coraz ciężej i robimy coraz więcej treningu cardio – tłumaczy kulturysta.

- Na przykład u mnie i u mojego kolegi Damiana Mayera, nasz dzień wyglądał tak: pobudka o 6, godzina jazdy na rowerze, potem praca. Cały czas na wysokich obrotach i na niskich podażach kilokalorii. Po pracy jeszcze półtora godziny treningu siłowego, a następnie jeszcze raz godzina na rowerze. W ciągu dnia wychodzi 2 godziny roweru i do 1,5 godziny treningu siłowego. Tak wygląda końcówka treningu siłowego – tłumaczy sportowiec.

- Im bliżej zawodów, tym mniej jemy i więcej trenujemy lub zwiększamy wydatek energetyczny, ćwiczeń cardio jest więcej. W okresie tych ostatnich tygodni doskwiera głód, najbardziej nocą. Często bywa tak, że śpi się bardzo krótko, bo głód potrafi obudzić, burczy ci w brzuchu. Organizm ma właściwości adaptacyjne, bardzo szybko przyzwyczaja się do stałych treningów. Robiąc cały czas te same ćwiczenia w takiej samej intensywności, nie dałoby się osiągnąć skrajnie mocnej formy startowej, nie byłoby progresu. Aby temu zapobiec, urozmaicamy sobie plan treningowy. Wiadomo, kiedy jestem w okresie przygotowawczym – nie ma świąt, nie ma sylwestra, nie ma bułki z masłem, jabłka między posiłkami, nie wspomnę o pizzy. Generalnie to przygotowanie do sportów sylwetkowych wymaga dużego serducha, zapału i samozaparcia - to taki ascetyzm w kapturze – stwierdza Sylwester.

- Bardzo dużo osób podąża za modą, zapatruje się w instagrama, sukcesy, czerwone dywany. Jednak to nie jest takie proste. Wiem, że wiele osób próbuje swoich sił w sportach sylwetkowych, ale w toku przygotowań po prosu nie daje rady: z powodu presji deficytu kalorycznego, zachcianek żywieniowych. Część osób porzuca ten sport, bo nie wytrzymuje psychicznie, a niekoniecznie fizycznie. O ile sam trening wzmaga duże wyrzuty dopaminy i endorfin, to nacisk psychiczny, dyscyplina wobec siebie, pilnowanie się każdego dnia, kiedy ten skrajny wysiłek doskwiera, często powoduje, że ludzie po prostu wymiękają – wyjaśnia kulturysta.

- Ja wraz z moimi przyjaciółmi, którym także pomagałem, byliśmy na tyle zawzięci, że udało nam się wytrwać. Nie dopuszczaliśmy do siebie nawet myśli o opuszczeniu jakiegokolwiek elementu treningu. Faktycznie przez 4 miesiące żyliśmy w takim ascetyzmie. Nie był to z pewnością ascetyzm wymuszony, bo każdy z nas podjął to wyzwanie i trwał w nim – mówi Sebastian Sójka.

- To, że nam odwołali sezon, to nie znaczy, że nagle zawieszamy treningi albo będziemy teraz opychać się pizzą. Możemy teraz na chwilę odpuścić skrajny reżim, jaki był tuż przed zawodami. Nie będę ukrywał, że liczyliśmy na wysokie miejsca, znając wartość swojej sylwetki, porównując ją z konkurencją. Powiem nieskromnie, że liczyłem na to, że w tych zawodach zajmę wysoką lokatę. Jestem świadomy tego, jaką pracę wykonałem przez te 70 tygodni. Wiem, na co mogłem liczyć w zawodach lokalnych jak i międzynarodowych. W duchu głęboko wierzyłem, że to będzie mój sezon. Powiem szczerze, że przymierzając się do niego, planowałem 6 startów i miałem nadzieję, aby być w nich wysoko w czołówce – mówi o swoich marzeniach Sylwester.

U nas w sportach sylwetkowych, przygotowania do sezonu wyglądają nieco inaczej niż u innych sportowców. Nie kończymy przygotowań po wyjściu z siłowni. Przychodzi dużo innych rzeczy. Samo odżywianie również jest specyficzne. Jest czas, że trzeba bardzo dużo jeść określonych produktów, aby dać mięśniom odpowiednią pożywkę, a później praca nad redukcją tkanki mięśniowej. Jesteśmy jakby rzeźbiarzami własnego ciała. Przez cały rok obowiązują produkty pełnowartościowe, nieprzetworzone i zdrowe. Cała tajemnica polega na tym, żeby odpowiednio komponować produkty w określonym czasie przygotowań

- przyznaje kulturysta.

- Nie wierzę w skuteczność środków odchudzających, czy diety cud. Nie stosuję żadnej diety, ale stawiam na odpowiedni dobór produktów spożywczych, świadomy styl żywienia. Nie bez przyczyny mówi się „jesteś tym, co jesz” - czyli jeśli jem zdrowo, pełnowartościowo, wysokobiałkowo – to ma to odzwierciedlenie w mojej sylwetce. Jeżeli chcemy dobrze wyglądać i być zdrowi, to nic nie zastąpi nam zdrowego odżywiania i ruchu - propaguje sportowiec.

- Po sezonie bardzo docenia się te rzeczy, których nie mamy na co dzień – wyjście z żoną na spacer i zjedzenia razem kolacji, wypicie shake, wyjście do kina, zjedzenie popkornu. Takie niby zwykłe rzeczy nabierają innego wymiaru. Obiad u mamy czy babci smakuje jak najdroższe rarytasy kulinarne świta – przyznaje Sylwester Sójka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto