Bytów, Miastko. Czarne koszule założyli nieliczni

Pierwszego września cały Szpital Powiatu Bytowskiego miała objąć akcja protestacyjna. Z szumnych zapowiedzi związkowców na razie niewiele wynika. Na szpitalach w Bytowie i Miastku wprawdzie zawisły flagi, ale to na razie jedyne przejawy tej akcji.
- Już raz kiedyś był strajk i niewiele z tego wyszło. Ja chcę spokojnie żyć i zamiast czarnej koszuli wolę nosić ten czarny worek na śmieci - mówiła w pierwszy dzień strajku jedna z pracownic miasteckiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
Jej słowa odnoszą się do postulatu związkowców, którzy uznali, że właśnie czarny strój ma być głównym symbolem akcji protestacyjnej. Szpitalny personel w Miastku chodzi jednak w tradycyjnych białych kitlach i niechętnie wypowiada się o strajku.
- Ludzie są niewdzięczni i nie rozumieją, że robimy to dla nich. Mam nadzieję, że w miarę upływu czasu coraz więcej osób przyłączy się do nas - twierdzi Ryszard Palcat, wiceprzewodniczący pomorskiego Związku Zawodowego Solidarność 80 z Miastka.
Podobnie sądzi jego koleżanka z Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych - Maria Jelonek z Bytowa.
- U nas akcja protestacyjna jest bardziej widoczna, bo tu więcej pielęgniarek należy do związku. W Miastku jest to niewielka grupa, a ludzie spoza związków boją się „wychylać” - tłumaczy Jelonek.
Jeszcze w tym tygodniu związki zawodowe zorganizują spotkanie i podejmą decyzję czy protest zamienić na strajk generalny.
- Dyrektor szpitala spełnił tylko część postulatów. Wprawdzie dał nam zaległe pół miliona złotych do funduszu socjalnego, ale 30-procentowej podwyżki od pierwszego września nie dostaliśmy, a w funduszu brakuje jeszcze ponad 240 tysięcy złotych - tłumaczy Maria Jelonek. - Jeśli te pieniądze nie wpłyną na konto do końca września, to przyjmiemy ostrzejszą formę protestu - dodaje.