Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jej życie po przeszczepie

Anna Szpakowska
AS
Jolanta Malek z Bytowa w czerwcu przeszła przeszczep nerki i trzustki. Dziś, po prawie 3 miesiącach od operacji, czuje się doskonale. Jak mówi, najważniejsze jest pozytywne myślenie.

Wszystko zaczęło się w 1961 roku, kiedy u czteroletniej wówczas pani Jolanty stwierdzono objawy typowe dla cukrzycy typu I.

- Były to czasy, kiedy o cukrzycy niewiele było wiadomo, nikt nie wiedział jak ją leczyć, co z tym robić, jak postępować - opowiada pani Jolanta Malek. - W 1962 roku przyjmowałam insulinę krystaliczną i protaminowo-cynkową. Insuliny te były bardzo zanieczyszczone, niestety, powodowały pewne zmiany w naczyniach.

W wieku 6 lat pani Jolanta spędziła 6 miesięcy w Akademii Medycznej w Gdańsku. W trakcie tego pobytu ustalano jednostki insuliny, dobrano odpowiednią dietę, wszystko było ważone, przeliczane, zajmowało to sporo czasu. Po krótkim pobycie w domu, następnym przystankiem w walce z chorobą był szpital w Koszalinie.

Inne dzieci z cukrzycą

- Pamiętam, jak pierwszy raz pojechałam do sanatorium, była to Rapka - wspomina pani Jolanta. - Na początku strasznie płakałam, ale później chciałam już tam zostać. Poznałam dzieci, które również tak jak ja chorowały, wcześniej nie miałam takiego bezpośredniego kontaktu.

Następnie było rutynowe leczenie, kontrola cukru. Nie było wówczas glukometrów. Pomiar cukru odbywał się raz na kilka dni lub na tydzień w laboratorium.

- Przez długi okres czasu dojeżdżałam z mamą do Gdańska. Bardzo pomogła nam dr Bitell-Dobrzyńska - opowiada pani Malek. - Prowadziła szkolenia dla rodziców, były one bardzo skrupulatne. Moja mama bardzo się poświęciła, dużo jej zawdzięczam.

Po skończeniu szkoły średniej pani Jolanta zmieniła poradnię diabetologiczną na inną, znajdującą się w Kołobrzegu. Tam też pani Malek kończyła fizjoterapię.

Motocykliści z całej Polski w Bytowie

- Po powrocie do Bytowa, byłam już pod kontrolą poradni cukrzycowej w Słupsku, wówczas pierwszy raz spotkałam się z insuliną duńską, była ona bardziej oczyszczona, lepiej działała i po raz pierwszy spotkałam się z penami (urządzenie do wstrzykiwania insuliny przyp.red.) -opowiada Pani Jolanta. - Następnie przez jakiś czas opiekowała się mną w Bytowie dr Łącka. Później całkiem przypadkiem trafiłam do Gdańska, w telewizji mówili o Centrum Diabetologii, gdzie w materiale doktor zapraszała do kontaktu i współpracy. Podjęłam wtedy automatycznie decyzję o tym, że jadę do Gdańska. Do dnia dzisiejszego jestem pod jej kontrolą.

- Przez ostatnie 5 lat przyjmowałam insulinę analogową, Lantus długodziałającą i Apidra krótkodziałająca - insuliny bardzo oczyszczone. Po nich czułam się dużo lepiej, insulina Lantus działa prawie jak trzustka, nawet przez 24 godziny - mówi pani Jolanta. - Dzięki nim łatwiej było mi utrzymać prawidłowy poziom cukru.

W 1981 roku zaczęły się problemy z nerkami u pani Jolanty. Były to pierwsze symptomy m.in. pojawił się białkomocz. W tym samym czasie uciążliwe stały się zmiany w oczach. Pojawiła się mikroangiopatia, czyli zmiany naczyniowe w drobnych naczynkach.

Problemy z oczami

- Musiałam zgłosić się do Szczecina na laseroterapię - opowiada pani Jolanta. - Było to w 1986 roku, spędziłam tam 3 tygodnie. Mogę powiedzieć, że moje oczy uratował dr Szpilowski, okulista z Kołobrzegu. Później było tylko lepiej, jeżeli chodzi o oczy. Na początku się wystraszyłam, że nie widzę, był to dla mnie szok. Nikt mnie nie uprzedził, że taka będzie reakcja. Po upływie 6 miesięcy wszystko doszło do normy.

Bardzo powoli pogarszał się jednak stan nerek. Z poradni cukrzycowej skierowano panią Malek do poradni nefrologicznej. Pani Jolanta do dziś jest pod kontrolą dr. Tylickiego.

- Do przeszczepu zostałam zgłoszona w 2008 roku - opowiada Jolanta Malek. - Doktor zasugerował mi wówczas, przeszczep nerki i trzustki.

Dawniej rzadko cukrzycy byli kwalifikowani do przeszczepu nerki, w tej chwili to się zmienia.

Długie oczekiwanie

Obecnie pani Jolanta jeździ do Łodzi do dr. Nawrockiego, okulisty. W 2002 roku usuwano jej zaćmę w lewym oku, a w 2009 roku w prawym.

- Od 2008 roku wezwań do przeszczepu miałam kilka - mówi pani Malek. - Odmawiałam samej nerki, czekałam na nerkę i trzustkę. W 2012 roku w okresie od stycznia do marca miałam właściwie co tydzień telefon z wezwaniem, jednak z powodu infekcji nie mogłam z nich skorzystać. Wszelkie infekcje są przeciwwskazaniem do przeszczepu. Pojechałam na jedno z wezwań z szpitala MSWiA w Warszawie, wracałam wtedy ze Świecia, okazało się, że byłam 4 na liście. 20 czerwca 2012 roku o godzinie 2.20 dostałam wezwanie, powiedzieli, że mam czekać na informację do godziny 8. Do 8 nie miałam żadnej wiadomości, poszłam wtedy jeszcze do pracy, po pracy wróciłam do domu. 21 czerwca o godzinie 18 miałam kolejne wezwanie, odezwał się Gdańsk i zaczął dopytywać o moje ostatnie wyniki. Musiałam pojechać wtedy do Gdańska w celu wykonania dodatkowych badań. O godzinie 2 wyjechałam do Warszawy. W trakcie drogi towarzyszył mi niesamowity stres. Na miejscu byłam przed godziną 8, wszyscy już na mnie czekali.

Były to ostatnie minuty możliwości przeprowadzenia przeszczepu, ponieważ trzustka jest organem, który zamrożony funkcjonuje maksymalnie przez 6 godzin.

Operacja trwała około 3 godzin, odbyła się w szpitalu MSWiA w Warszawie i przebiegła bez powikłań. Operował Ireneusz Ziobrowski, a lekarzem prowadzącym był Adam Dmitruk.

- Nic nie pamiętam z czasu, gdy byłam już w szpitalu przed operacją, wszystko mi jakoś uciekło - opowiada pani Jolanta. - Przed operacją miałam niewydolność nerek 5-tego stopnia, kwalifikowałam się do dializ, jednak cały czas to odkładałam. Ani cukrzyca, ani problemy z nerkami nigdy nie przeszkadzały mi w życiu, normalnie pracowałam, żyłam, nigdy choroba nie miała wpływu na moje decyzje.

Dom stracony tylko na papierze

Dawcą organów był zmarły 24-latek. Po przeszczepie i nerka, i trzustka podjęły swoje czynności. Pani Malek spędziła 13 dni w szpitalu. Po powrocie do domu, po tygodniu pani Jolanta musiała zrobić badania kontrolne, w tym celu udała się ponownie do Warszawy. Obecnie na tego typu badania jeździ co 5 tygodni, na początku było to co tydzień.

Z natury optymistka

- Cały czas boję się odrzucenia organów przez organizm - mówi pani Jolanta. - Może to nastąpić w każdej chwili. Staram się jednak, jak zawsze być dobrej myśli.

Obecnie wyniki badań morfologicznych wskazują u pani Jolanty na lekką anemię, jest to prawdopodobnie spowodowane lekami, które przyjmuje po przeszczepie - są to sterydy i leki immunosupresyjne. Dawki tych leków są stopniowo zmniejszane.

- Po operacji miałam bardzo niską odporność - opowiada pani Malek. - Do dziś muszę uważać na wszelkie infekcje, powinnam unikać dużych skupisk ludzi. - Chcę jak najszybciej wrócić do pracy. Żadna renta nie wchodzi w grę - mówi pani Malek. - Najważniejsze jest zachowanie pozytywnego myślenia. Ja z natury jestem optymistką i naprawdę bardzo mi to pomogło. Cukrzyca to nie jest koniec świata, trzeba nauczyć się z nią żyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto