Gorąca debata w gminie Lipnica. Wójt Rafał Narloch uważa, że wydział ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Bytowie chce go niesłusznie ukarać. Poszło o wycinkę drzew nad jeziorem Głęboczek. Powiatowi urzędnicy twierdzą, że wójt złamał prawo. Narloch jest innego zdania dodając, że nawet jeśli będzie musiał zapłacić ponad 50 tys. zł kary z budżetu gminy, to te pieniądze i tak wrócą do Lipnicy.
Potwierdza to Małgorzata Zielonka, p.o. kierownika powiatowej ochrony środowiska, ale zaznacza. – Pieniądze będą mogły być wykorzystane tylko na ochronę środowiska – podkreśla i nadal stoi na stanowisku, że wycinka drzew była niezgodna z prawem.
Starostwo Powiatowe uznało, że część z ponad 150 wyciętych drzew miała więcej niż 5 lat, a takich bez pozwolenia nie można wycinać.
Według Michała Świontek Brzezińskiego, prowadzącego tę sprawę z ramienia gminy Lipnica, kary jest niesłuszna.
– To nie były drzewa, tylko pieńki po drzewach, które ścięto kilka lat temu. Nie miały więcej niż 5 lat – upiera się Świontek Brzeziński.
Przepisy są rygorystyczne. – Nawet jeśli były to jedynie pieńki, to i tak musiała być wydana zgoda – podkreśla Zielonka.
W obronie gminy stanął jeden z mieszkańców. Przysłał do nas list, podpisując się jako Zdzisław.
Oto pełny tekst listu "Zdzisława":
Na początku lat dziewięćdziesiątych na pewnym międzynarodowym seminarium odbywającym się w Polsce zapytano wykładowców z Danii o system wydawania zezwoleń na usunięcie drzew na własnych gruntach w ich kraju. Nie mogli oni zrozumieć pytania – a kiedy im wytłumaczono na czym to polega w Polsce – odpowiedzieli, że drzewa w Danii należą do właściciela i zarządcy nieruchomości, który dysponuje nimi według własnego uznania bez ingerencji administracji. W kuluarach mówili też, że widocznie przepisy z poprzedniego systemu ustrojowego nie zostały jeszcze w Polsce usunięte...
Oczywiście – nieuzasadnione usuwanie drzew i zespołów krzewiastych spotyka się w Danii z krytyką opinii publicznej a nawet z ostracyzmem sąsiedzkim – dlatego przypadki nieracjonalnej wycinki są rzadkie (ale nie karalne!). Duńscy eksperci przyznali też, że istnieje ze względów wyjątkowej wartości przyrodniczo-krajobrazowej – instytucja ochrony publicznej zadrzewień na gruntach prywatnych uznawana specjalnym aktem administracyjnym – ale za takie ograniczenia we władaniu działką właścicielowi przysługuje "renta" od administracji publicznej za służebność jego zasobów dla dobra wspólnego. Jest to być może dlatego rzadko stosowane rozwiązanie.
To kuriozalny paradoks, że Polska mająca ogromne zaległości w osiągnięciu wielu unijnych standardów ochrony środowiska (odpady i ścieki komunalne) – zamiast przyjęcia unijnego dorobku prawnego, nadal utrzymuje absurdalne ograniczenia w dysponowaniu przez obywateli swoją własnością w zakresie praw do zadrzewień na własnym gruncie. Wiem, że jesteśmy ewenementem w krajach przynajmniej "starej" Unii Europejskiej w zakresie represyjności w tym względzie – więcej, w wielu krajach nie ma takiego pojęcia jak "zezwolenie na wycięcie swojego drzewa/krzewu". Nie ma też tam pojęcia „dzikie wysypiska”…
U nas jest jedno i drugie… Pisano już na www.samorzad.pl o potencjalnych unijnych sankcjach za odpady i za ścieki komunalne… Najwyższa pora aby zająć się rzeczywistymi problemami środowiska i przyjęciem unijnego dorobku prawnego w tej dziedzinie – inaczej spoty telewizyjne promujące matematykę okażą się bezużyteczne – bo okaże się, że Polacy nie umieją liczyć i znowu okażą się mądrzejsi dopiero po szkodzie…
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?