Dyskoteka "Kuźnia" w Brzeźnie Szlacheckim (gm. Lipnica) - to miejsce związane z przykrymi wspomnieniami 28-letniej Joanny Żmudy-Trzebiatowskiej z Piaszczyny (gm. Miastko). Kobieta twierdzi, że użyto wobec niej gazu pieprzowego, choć nic nie zrobiła, a w ramach "przeprosin" ochroniarz dołożył kilka wulgarnych słów. Ma też wielki żal do właściciela dyskoteki, który zapiera się, że przedstawionych przez nią zdarzeń ani nie widział, ani nie słyszał. Proponuje skorzystanie z zapisu monitoringu. Policja jeszcze o ten materiał dowodowy nie wystąpiła.
Swoją drogą, organom ścigania też się dostało od niezadowolonej klientki dyskoteki, bo nie wylegitymowali ochroniarza, który miał prysnąć w nią gazem. Mieszkańcy Brzeźna, bezpośredni sąsiedzi "Kuźni", przyznają, że zdarzają się tam takie ekscesy. Im to jednak nie przeszkadza. Przyzwyczaili się.
Do zajścia doszło w minioną sobotę. Joanna Żmuda-Trzebiatowska, była mieszkanka Brzeźna Szlacheckiego i była pracownica "Kuźni", udała się do dyskoteki w roli kierowcy. Towarzyszył jej mąż, jego brat oraz jego żona.
- Przed bramą stała grupka agresywnych nieletnich. Awanturowali się. Gdy obok przechodziłam spanikowany ochroniarz zaczął pryskać gazem pieprzowym, w nich i dookoła. Na oślep. Poczułam tylko jak szczypie mnie oko, a lewa strona twarzy zdrętwiała - opowiada.
Żmuda-Trzebiatowska twierdzi, że ochroniarz natychmiast wyparł się użycia gazu.
- Powiedziałam, że z szacunku do byłego szefa, który był także moim dawnym sąsiadem, wymagam tylko słowa "przepraszam". On na mnie zaskoczony spojrzał i odszedł, a ja za nim - zeznaje.
W środku nadal domagała się słowa "przepraszam". - A on do mnie "Co ja mam się Tobie k... tłumaczyć?". Powiedziałam by uważał na słowa. W odpowiedzi usłyszałam przeprosiny "upiększone" przekleństwem na "k" - mówi mieszkanka Piaszczyny.
Po rozmowie z ochroniarzem poszła do właściciela dyskoteki. - On widział całe zajście. Gdy z nim rozmawiałam powiedział tylko, że to "fajnie, że wiesz, że to mój ochroniarz, bo ja nawet o tym nie wiem" - relacjonuje.
W międzyczasie szwagier miał stanąć w jej obronie. Miał, bo z zeznań właściciela dyskoteki wynika, że po prostu się awanturował. Żmuda-Trzebiatowska widzi sprawę inaczej.
- Szwagier stanął w mojej obronie, a ochroniarz go pobił. Ta część sprawy nie została zakończona, bo szwagier wykonał obdukcję - podkreśla.
Po rozmowie z ochroniarzem i właścicielem postanowiła zadzwonić na policję. - Będąc w samochodzie zobaczyłam właściciela. Miał w ręku drewnianą pałkę. Stał i uderzał nią chwilę w drugą dłoń. Tak jakby chciał mnie nastraszyć, ale ja się nie dałam. Wezwałam policję, a on sobie poszedł - opowiada. - Niestety, ale przyjechali funkcjonariusze z Tuchomia. Okazali się zbyt ulegli, bo gdyby dotarła tam miastecka policja, to od razu byłby porządek - komentuje.
Szczegóły tej sprawy, w tym zeznania sąsiadów, właściciela dyskoteki i policjantów, w piątek 12.08 w Dzienniku Powiatu Bytowskiego.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?